wtorek, 31 maja 2011

Mój własny trup

Jedna "okoliczność przyrody" i nagle życie staje okoniem. Wszystko nagle staje się nie ważne.

(teraz pojawi się trochę z drugiego członu z nazwy bloga czyli trochę joga).

Oddawałam się właśnie jodze w sposób relaksacyjny. Po oddechach, medytacji pozycja "trupa". No i wychodziło mi całkiem nieźle. I tylko laik stwierdzi, że to prosta sprawa udawać trupa. Ja która się w tym ćwiczę i ciągle daleka jestem od ideału tym razem napotkałam jeszcze większa przeszkodę: dyskomfort w okolicach kręgosłupowo-lędźwiowych.
Baa, najgorsze, że ten dyskomfort na drugi dzień przekształcił się w bardzo poważne niedomaganie tej części ciała. Nieznośny ból coraz bardziej wyginał moją powłokę w precelek. Nawet "nie wiedzieć czemu" nawodniał oczy. Przeszywające bodźce przy każdej próbie pozycji wydawały się rzeczą nie do przeżycia.
O dziwo przeżyłam. W tamtym jednak momencie nic kompletnie nic nie miało znaczenia.
Ubranie? Jaki ubranie, po co się ubierać, piżama jest przecież świetna, w dojściu do toalety - choć nie wiem ile by ono trwało.
Praca? Jaka praca? Ja w ogóle pracuje? Nie mogłam sobie przypomnieć.
Kalendarz przestał istnieć i nawet czas zdziwaczał. Każdy chwila bólu wydawała się, że trwa wieki.
Patrząc na to z innej strony. Ból tak bardzo osadził mnie w moim cieli i w chwili obecnej, że nauczycieli jogowi byli by dumni z takiego obrotu sprawy. Ja jednak podziękuję i aż takich lekcji nie pragnę. Wolę jednak tradycyjną drogę poszukiwania przez pozycję "trupa" (choć przez jakiś czas będę na nią mocno uważać).

Dziś wróciłam do pozycji pionowej bliższej naturze ludzkiej. Ból pozostał tylko lekki w postaci zakwasów w mięśniach, które dźwigały nienaturalną pozycję. Znów wróciły natrętne myśli. Po woli wracam do utartych ścieżek dysfunkcji umysłowych. Znów są plany. Znów jest problem w co się ubrać do pracy.
Ponownie odzywają się żądze posiadania. Takim właśnie uczuciem darzę tę sukienkę:

poniedziałek, 23 maja 2011

zieleń i bursztyn

Mnie nieodzownie z latem kojarzy się morze. Z morzem bursztyn. Zatem ten występuje w dodatkach (bransoletka i prasowany w pierścionku). Towarzyszą mu inne brązy zarówno na ręce, w kolczykach i butach. Zieleń już mniej skojarzona z latem. Choć jak się uprzeć to w nieodpowiednim naświetleniu są na pewno takie morze czy oceany co mają taką piękną barwę. Cytrynowy żółty (odcień z mojej palety kolorystycznej) świetnie pasuje do tej zieleni. Czuję się w tym zestawie zdecydowanie swobodnie, zdecydowanie letni i zdecydowanie kobieco ;)

Zastanawiam się czasem na tym "kobieco" w ubrankach. Na pewno sukienki są taki. Na pewno dekolty. Jednak jak wiemy nawet w męskim garniturze odpowiednio wystylizowanym można wyglądać kobieco. Są babki z taką urodą, że co nie założą to promienieją żeńskim pierwiastkiem. A tafia się wręcz odwrotnie, najpiękniejsza suknia nie może wydobyć z postaci kobiecości. Czy można zatem tak na prawdę to zdefiniować? To znów proponuję nie definiować, a wybierać stroję w których się tak czujemy. W końcu nie ważne co ludzie powiedzą...






niedziela, 22 maja 2011

Lata dwudzieste, lata trzydzieste...

... dla naszych wspomnień będą pretekstem - jak to śpiewali. Pieśń mi się skojarzyła ze strojem z dzisiejszych fotek, który nie wiem czemu skojarzył  mi się z latami czterdziestymi. Fajna była wtedy moda ale chyba moim faworytem w oglądaniu są lata sześćdziesiąte. To była bardzo kobieca moda. Lata osiemdziesiąte też były fajne, choć patrząc na te zdjęcia teraz śmieszna mi się wydaje, ale sentyment pozostał bo to przecież lata mojej młodości :) Z siedemdziesiątych kolor, kwiaty etc. Kurna każda moda maiła swoje "coś" :):)

Dziś zestaw chyba z gatunku tych bardziej oficjalnych. Choć zdecydowanie letni. Tutaj już wszystko jest jak trzeba. Odpowiednia szerokość spodni równoważące biodra. W miarę dopasowany top. Bolerko zakrywające ręce i podkreślające talię. Kolor szarości też dopasowany do urody. Przy czym bardzo mi się podoba ta koronka na topie i ten dodatkowy delikatny fiolecik. Nawet perły w "twarzowym kolorze" i przez ich sznur który przypadkiem tak się zawinął wokół szyi miałam skojarzenie z tamtymi latami.




czwartek, 19 maja 2011

dla odmiany... wściekły różowy ;)

Wracając do domu wskoczyłam po drodze do Kapphala. No i co wyszłam z następną intensywną różową koszulką :) Obok była ta cudna chustka - no jak nie wziąć jak taki piękny kolor ;) Wyobraźcie sobie, że nawet spodnie były w tym kolorze ale na szczęście (a może na nieszczęście) nie było rozmiaru. Wzięłam te czarno-brązowe. Ciapki nie zbyt nachalne, to myślę, że nadają się na spodnie. Do tego brązowe sandały, więc dół w podobnej tonacji. Do czarnego ze spodnie moje big, big torba w tym kolorze. Ciemno brązowe kolczyki, bo już i tak już dużo barwy. Kamizelka też ma przygasić a jednocześnie zaznaczyć talię. Z przyjemnością jutro się w to ubiorę. To wygodny ale mam nadzieję, że fajny strój na jutro.



Miło, że zrobiła się letnia pogoda. Uwielbiam ciepełko. Jednak w kwestii ubrań to dla mnie trudny okres. W zimie łatwiej się ukryć w ciuchach. Jak jest upał człowiekowi nawet skór czasem przeszkadza a co dopiero warstwy. Bywają dni, że się na to to godzę, no bo i tak ciepło. Bywają też i takie, że odkrywam co się da, opinam co się da. Przecież i tak widać, że jestem gruba więc co stoi na przeszkodzie to podkreślić. Kobieta w końcu zmienną jest. Ubieram się zatem w zależności od humoru w końcu i tak wszystkim się nie dogodzi.
To wdzianko określiłabym jako coś po środku. Są warstwy, ale spodnie i bluzeczka są lekki, przewiewne.

środa, 18 maja 2011

big neon c.d.

Nie było czasu nad myśleniem odnośnie wczorajszego ubranka. Rano jednak pewny był fakt, że jeszcze tak ciepło nie jest żeby wystąpić w tamtej wersji. Dodałam warstwę żeby było cieplej, przy okazji trochę zgasić kolory do pracy. Także postawiłam na uniwersalną czerń. Długa marynarka jak płaszczyk zrobiła pionowe paski (wyszczupliło? :)) Przy tej górze mój ulubiony dół też jest ok. Dodałam podwinięte nogawki, żeby było widać adekwatne butki ;)



Jak już kręcę się wokół tego różu to wypróbowałam jeszcze jeden zestaw na upały.



Pytanie dnia. Czy Wy też tak macie, że się sobie w lustrze bardziej podobacie niż na fotkach?

wtorek, 17 maja 2011

big neon ;)

Postanowiłam sięgnąć po jakiś aktualny trend i zrobić go po swojemu. Od razu mówię, że nie specjalnie jestem zadowolona z efektów. Trzeba by pomyśleć jak to ulepszyć. Jednak zegarek to świeży nabytek i bardzo mi się podoba dlatego zdecydowałam się zamieścić ten post z fotkami.

Wiem, że fajniej ta góra wyglądałaby np z pomarańczowymi dżinsami. Choć może było by już za mocno?? Ale pomarańczowych dżinsów nie posiadam i posiadać nie będę. Trzeba myśleć dalej.
Teraz jednak zostawiam ten temat bo zaraz trzeba wstawać do pracy a nie rozmyślać.
Wstawiam a nie gadam.



To teraz zbliżenia tego co najbardziej mi się podoba i wprawiło mnie w dobry nastrój. Oczywiście zegarek. Kolczyki (nabyte dziś z zegarkiem). A i torba i nawet paznokcie są w moim ulubionym kolorze. Był ulubiony za nim weszła moda na neony ale wcześniej nie bardzo był osiągalny. Ten intensywny róż uwielbiam jako barwę, zegarek będę długo nosić czy będzie pasował do czegokolwiek czy nie.

Jeszcze drobiażdżek - dla tych co i pierścionek zauważą. Jest mój. Dosłownie. Własnoręcznie go wymyśliłam i wykonałam. 





różowa bluzka - Camaieu
niebieska bluzka, spodnie - Bon Prix
zegarek, kolczyki - Bijou Brigitte
buty - second hand
pierścionek - my and made :)
torebka - no name
lakier - Inglot nr 938


niedziela, 15 maja 2011

Ulubiony ciuch – wariacja.

 Dziś odsłona wczorajszego faworitkowego ciucha w wersji z fioletem. I dziś z racji nastroju bez dodatkowych komentarzy.


sobota, 14 maja 2011

Favourite clothes

 Zgodnie z obietnicą ulubione wdzianko. Kocham tę sukienkę/tunikę. Żeby złamać jej charakter koszuli nocnej i podkreślić oczywiście talię biały paseczek. Biel w złamanej formie występuje na żakieciku który ma odpowiednią dla nie długość. Do tego ulubione granatowe leginsy i dodatki. Kolczyki z piórkiem, pierścionek i rzemyk na rękę to też nabytki ostatniego grasowania po sklepach. Pogoda niemalże letnia więc i znakomicie znajdują się – oczywiście niebieskie – sandały.




 Nawet lakier na paznokciach u stóp jest granatowy!! (choć na zdjęciu wygląda bardziej na czarny, ale zapewniam, że ma piękny granatowy kolor :))



 Podobno ciuchy mówią o człowieku. Co to ubranko mówi o mnie? Nie wiem co powiedział by znawca tematu. Ja wybierając go kierowałam się połączeniem ulubionych kolorów. Starałam się zastosować do przykazań i zaznaczyć kobiece kształty. Wybrałam żakiecik by strój był na tyle oficjalny by pójść w nim do pracy. Jednocześnie jest on przede wszystkim wygodny. Zdejmując białą górę i pasek mogę nawet iść na jogę, jest aż tak swobodny :) A jak by się uprzeć to odpowiednia biżuteria, odlotowe obcasy, chust czy „cuś” i na imprezkę można śmignąć ;)



piątek, 13 maja 2011

Wbrew zasadom.

Zakup z tego tygodnia: bluzka. Całość wbrew zasadą. Zawinięte spodnie i do tego skarpetki zawiązane wokół kostki to coś co nie powinno się robić swoim nogom jak się ma je za krótkie (choć ja nie mam ;) ). Do tego zachwiane proporcje góry do dołu. Olać to! Ja się w tym dobrze czuję. Bluzeczka jest trochę w rockowym stylu. Dla uwydatnienia tego czarna baza spodni i czarne dodatki.


Bluzka - C&A
Spodnie - Kapphal
Skarpeki - napotkany sklepik brak danych tak samo jak do reszty :)


Bardzo spodobały mi się te skarpeteczki z koronki. Były jeszcze tradycyjnie w kolorze czarnym ale i żółtym i różowym. Żółto dla mnie odpada. Rozważam zakup czarnych do sandałów.
Tutaj mała dygresja. Bardzo często jak jestem ubrana w coś co mi się podoba mój mąż twierdzi, że wyglądam jak cyganka (choć z takowym strojem mój wygląd nie ma nic wspólnego). Dzisiaj tylko skomentował skarpetki: „jak bandaż” :P




Wyżej piszę o sandałach których jeszcze nie posiadam, tych z poprzedniego postu. Niestety serduszka w oczach zostały. Muszę je chociaż przymierzyć ;) i jestem w trakcie kombinowania jak je zdobyć :D

Strój miał mieć charakter swobodnego a jednocześnie trochę imprezowego. Jest przewidziany na dzisiejsze zakończenie kursu. Tam bowiem będzie trochę ruchu powiedzmy jogowego. Trochę zabaw gdzie niekrępujący strój jest na wagę złota. Do relaksu na macie też się nada. Potem będą śpiewy i jak koś ma życzenie z tańcami włącznie. W ubranku na sali nastąpi jedna zmiana. Tam się przebywa bez butów, ale przecież te skarpetki świetnie nadają się na taką okoliczność, nie? Sądzę, że to dobry wybór. Pewność będę jednak miała dopiero jak wrócę :)
Jeszcze jedno słówko odnośnie warsztatów. Bardzo się cieszę, że się na nie pofatygowałam. Znów mi się chce coś chcieć. Wracam uśmiechnięta od ucha do ucha. A ruchu tyle to dawno nie zaznałam.

Acha! Na świecie nie jest za ciepło, zatem na wieszch trzeba coś zarzucić. Wybór padł na brązowy sztruks I fioletowy szal.







  

środa, 11 maja 2011

Rozważania zakupowe c.d.

Ponieważ ostatnio nie ma mnie w domu całe dnie i nie mam kiedy robić zdjęć dziś będzie inaczej.

Wracając do ostatnich zakupów. Złote Tarasy to dżungla dla zakupoholiczek. Dżungle ale przyjazna, bo każdy krzaczek jest znajomy. Biegając po niej szukam, bardzo rzadko występujących baobabów (ciuchów i butów w moim rozmiarze). Jako, że zagajniczków oferujących te specjały jest mało powinnam mieć łatwiej. Wcale tak nie jest. Frustrujący jest brak wyboru. Do tego ta sama waga co gna mnie w określone miejsca, sprawia, że po paru godzinach mam dość wszystkiego i marzę żeby usiąść. Oczywiście najlepiej odpoczywa się np przy lodach lubi w innym kulinarnym kąciku, co negatywnie wpływa na wyżej wymienioną. Kółeczko się zamyka. No ale nie o tym miało być.

Mamy też przeciwległy biegun. Internet. Gdzie waga nie przeszkadza w fizycznym zdobywaniu i nawet jak by więcej baobabów. Zamówienie w sieci nawet nie jest też takie złe, bo przecież niechciany towar można zwrócić (jak nie można to się tak nie kupuje). I wydawało by się: idealnie!! Dla mnie jest jednak zasadnicza wada, nawet przy najbardziej optymalnych warunkach:  ekspresowej wpłacie, przesyłce kurierskiej trochę to trwa. Ja uwielbiam działać inaczej. Namierzam np but. Błysk w oku. To ten i żaden inny. Kupuje. Wychodzę ze sklepu w nowych butach. Potem bywa, że żałuje, że więcej ich nie założę, ale to była cała radość zakupów.

Dziś w wolnej chwili zajrzałam do tego wirtualnego świata. I wiecie co? Zakochałam się. Moje różowe koturny z wczoraj straciły już trochę na uroku. Oto objawił się dla mnie but idealny. Połączenie koturnu z obcasem. Szersze. Na pewno miękkie. Oczami wyobraźni juz je widzę na nogach i czuję komfort chodzenia... Sandały firmy FLY London. Niestety angielska też jest cena pomimo, że dostępne normalnie na pl. Z młodości wiemy, ze ciężko jest żyć z miłością nieodwzajemnioną. Czy jak za tamtych czasów będę miała nie przespane noc, gdy się śni o przedmiocie pożądania..?? ;)


No nic trzeba wrócić do rzeczywistości. Niedługo się wybieram na warsztaty o zupełnie innej tematyce, to może mi trochę wywietrzeją one z głowy. Plakat zapowiada, że będzie fajnie. Zobaczymy...

Najgorsze, że on jest o 18.30. Trzy godziny na szwendanie. Mogę trafić znów do jakiś butów ;)

wtorek, 10 maja 2011

O "zakupowywaniu" :)

Wszyscy teraz biegają za rzeczami w kolorze pomarańczowym, ja za granatem. Pomarańczowy, choć modny i mi się nawet podoba jednak nie należy do gamy barw dla mnie. Dla rozjaśnienia zamiast orangu wolę pink :) Natomiast granat ostatnio stał się moim dawnym czarnym. Przechodzę fazę niebieską. We wszystkich jej odcieniach. Na drugim miejscu jest fiolet. Uwielbiam też biały. Muszę w końcu zrobić zdjęcie w moim ukochanym stroju w którym mogłabym biegać codziennie ale chwilowo brak czasu.

Wczorajsze popołudnie jednakoż i dzisiejsze spędziłam w Złotych Tarasach.
Ciuchów dla mnie jak kot napłakał. Nabyłam drogą kupna tylko jedną bluzeczkę (fotka też w innym terminie). Wróciłam bogatsza jedynie o parę ozdób (granatowych!! :) ). Moja przyjaciółka jako, że dysponuje rozmiarem ciała nieco mniszym od mojego mała więcej szczęścia.
Zmierzyłam chyba z milin par butów. Chciałam koniecznie wejść w posiadanie letnich koturnów. Marzenie się nie spełniło. Kurna z każdą parą było dla mnie coś nie tak. A to za wysokie, a to zapinanie wokół kostki czy analogicznie wiązanie, czy ażur który po minucie już wycisnął piękne wzorki na moich spuchniętych pęcinach. I tyle ile par butów tyle było wymówek. Tak na półce podobało mi się wiele Jadnak włożone traciły cały urok. Wróciłam bez butów, ale z jedną parą muszę "się przespać". Robiłam do nich wczoraj podejście i dziś była powtórka jednak się jeszcze nie zdecydowałam. Przeważnie jak do czegoś mam wątpliwości to nie kupuje, ale często rozsądek zostaje za drzwiami i górę bierze impuls. Będę w Tarasach we czwartek. Wrócę z różową parą koturnów... ? :)

Dzisiejsze przyodzienie jakie miałam na sobie zamieszczam poniżej tylko dlatego, że kiedyś sfotografowałam je przypadkiem. Znów fota nie oddaj kolorów, ale zapewniam, że niebieski jest śliczny ;) fiolet intensywniejszy itd. Spodnie rodem z lat osiemdziesiątych, ale zapewniam, że to świeży nabytek a nie przeleżały tyle w szafie :) Nabyłam je ze względu na kolor i rozszerzone nogawki. Wersji stricte takiej jak bym chciała oczywiście w moim rozmiarze nie szyją.

niedziela, 8 maja 2011

Niedzielny obiad u teściów.

Powinno być oficjalnie (mała - a raczej duża - czarna zawsze na miejscu :)). Trochę koloru dla ożywienia (w  moim przypadku bezpieczny pastel na narzutce jak babciny obrus i na paznokciach, w intensywniejszej barwie występuje na kolczykach i pierścionku). Nie chciałam jednak żeby było zbyt sztywno (filetowe getry i balerinki).
Były dwie wersje tego stroju, leciutko tylko zmienione. Coś jak zdjęcie znajdź różnicę ;) zgadnijcie którą wersję wybrałam? :)


Znów zdjęcia kiepskiej jakości. Biję się w piersi. Ciągle jednak nie mogę okiełznać tego potwora jakim jest mój aparat. Po tych plenerowych zdjęciach przyrody wydawało mi się, że jestem bliżej odkrycia jego tajemnic. A tu du... Mało jeszcze mam tej wiedzy zarówno w kwestii mody jaki i fotek. Długa droga przede mną. Czy mi się uda.....
Na razie przepraszam za te i przyszłe niedoróbki.

sobota, 7 maja 2011

Weekend na Wsi

Jak przystało na takie okoliczności przyrody, ma być przede wszystkim wygodnie. Dlatego znów trampki. Dlatego znów moje ulubione dżinsy. Do tego wygodna góra ale troszkę z pazurkiem. Jednak nie mogłam zapomnieć o dodatkach. Do dość burego stroju jasno różowa chusta na głowie i takaż sama bransoletka. Okulary już w różu przybrudzonym.





Obcując z przyrodą ubiór wydaje się rzeczą drugorzędną. Teraz na wionę dookoła jest tyle przepięknych kolorów.

Ta soczysta zieleń i pączki które niebawem wybuchną kolejnymi pięknymi kolorami. Taki obiecujący początek. Zapragnęłam być jak ta wiosna i zacząć coś nowego. Koniecznie muszę coś wymyślić...